najlepsiejszy twórca pod całym słońcem😇
Adick testował nową partię towaru w stodole, gdy nagle jego czułki zaczęły wariować. Czuł coś dziwnego w powietrzu.
Adick: „Ej, coś tu jest nie tak…”
Miloh (patrząc na Adicka): „Co znowu, pierdolcu? Zjarany jesteś jak nigdy, to ci się wydaje.”
Ale Adick nie żartował. W jego mrówczych zmysłach coś wywoływało niepokój. Rozejrzał się i zauważył światła samochodów w oddali.
Adick: „Kurwa, ktoś tu jedzie.”
Wszyscy wybiegli na zewnątrz. Z drogi prowadzącej do farmy unosił się kurz, a kilka czarnych SUV-ów powoli zbliżało się do ich bazy.
Kisiel: „To nie psy… to coś gorszego.”
Alan spojrzał na nich z przerażeniem.
Alan: „Oni po kasę przyjechali…”
Tryptyk: „Jacy oni?”
Alan nie zdążył odpowiedzieć, bo samochody nagle się zatrzymały, a z nich wyszło kilku gości w garniturach. Na ich czele stał typ, którego Alan znał aż za dobrze – niejaki Krawat, lokalny gangster i diler na skalę, o której Kisiel i reszta mogli tylko pomarzyć.
Krawat: „No, no, no… To wy tu taki biznesik rozkręciliście? Alan, nie mówiłeś, że masz aż takich zdolnych znajomych.”
Alan: „Krawat, kurwa, o co chodzi?”
Krawat: „O hajs, Alan. O rynek. Zrobiliście się za duzi i wkurwiliście nieodpowiednich ludzi.”
Kisiel podszedł do przodu i spojrzał Krawatowi prosto w oczy.
Kisiel: „I co, myślisz, że tak po prostu przyjedziesz i wszystko przejmiesz?”
Krawat się zaśmiał i pstryknął palcami. Z SUV-ów wyszło jeszcze kilku jego ludzi, każdy uzbrojony w kastety, pałki i kilka noży.
Krawat: „Albo współpracujecie i oddajecie połowę zysków, albo… no cóż, może wasza farma nagle pójdzie z dymem?”
Napięcie było ogromne. Miloh zacisnął pięści, Tryptyk spojrzał na Kisiela, czekając na decyzję. Adick nerwowo poruszył czułkami, próbując wyczuć najlepszą opcję ucieczki.
I wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Alan, który przez cały czas stał z boku, podszedł do Krawata, spojrzał mu w oczy… i z całej siły przypierdolił mu łopatą w ryj.
Alan: „SPIERDALAJ Z MOJEJ FARMY, TY PARÓWO!”
Krawat upadł na ziemię, a jego ludzie natychmiast rzucili się na Alana. Rozpętała się totalna rozróba – Tryptyk walczył jak zwierzę, Kisiel i Miloh okładali typów po mordach, a Adick… Adick skoczył na jednego z nich i zaczął go gryźć swoimi mrówczymi szczękami.
Walka trwała kilka minut, ale chłopaki mieli przewagę zaskoczenia. W końcu Krawat, krwawiący i ogłuszony, podniósł się i zawołał swoich ludzi do odwrotu.
Krawat: „To nie koniec, skurwysyny…!” – warknął, zanim wsiadł do auta i odjechał.
Na farmie zaległa cisza.
Miloh (sapnął): „No i co teraz?”
Tryptyk: „Teraz musimy się kurwa wynosić. Za długo się tu bawiliśmy.”
Kisiel: „Ale przynajmniej wyszło na to, że mamy jaja.”
Alan spojrzał na zniszczoną stodołę, po czym na swoich kumpli.
Alan: „Jaja jajami, ale trzeba znaleźć nową miejscówkę… i to szybko.”
Tak zakończył się pierwszy etap ich narkotykowego imperium. Teraz mieli na karku nie tylko psy, ale i lokalnych gangsterów. A to był dopiero początek.