najlepsiejszy twórca pod całym słońcem😇
Po tym, jak Krawat i jego ludzie dostali łomot na farmie Alana, Kisiel, Adick, Miloh i Tryptyk wiedzieli, że to nie koniec. Krawat wróci, w większej sile, i tym razem nie będzie negocjował. Nie mogli czekać, musieli działać pierwsi.
Kisiel: „Nie ma chuja, nie będziemy się chować. To my idziemy po niego.”
Miloh: „Tylko gdzie on się teraz zaszył?”
Tu do akcji wkroczył Adick, który poruszył swoimi czułkami i zamyślił się na chwilę.
Adick: „Mam mrówcze przeczucie… Pewnie siedzi w swoim klubie na mieście. Zawsze tam odgrywa ważniaka.”
Tryptyk: „To na co czekamy?”
Chwilę później cała ekipa siedziała w starym dostawczaku Alana, jadąc prosto do „Czarnego Króla” – nocnego klubu, który Krawat traktował jak swoją twierdzę.
Nie bawili się w subtelności. Alan odpalił dostawczaka i staranował nim drzwi wejściowe. W środku bramkarze nawet nie zdążyli zareagować – Tryptyk skoczył na jednego, łamiąc mu nos, a Miloh rzucił drugim o ścianę.
W środku panował chaos – goście uciekali, dziewczyny przy barze krzyczały, a przy stole VIP-owskim siedział Krawat, otoczony swoimi ludźmi.
Krawat: „WY KURWY!” – wrzasnął, zrywając się na nogi.
Zanim zdążył wyjąć broń, Kisiel podbiegł do niego i strzelił mu z buta prosto w ryj. Krawat upadł na kanapę, próbując sięgnąć po pistolet, ale Adick był szybszy – jego mrówcze czułki wychwyciły każdy ruch przeciwnika, a jego nowa siła pozwoliła mu wyrwać broń z rąk Krawata i złamać ją na pół.
Ludzie Krawata zaczęli walczyć, ale nie mieli szans. Tryptyk i Miloh tłukli ich jak worki treningowe, a Alan rozwalił kolejnemu typowi głowę butelką.
Krawat próbował uciec na zaplecze, ale Kisiel złapał go za kołnierz i rzucił na podłogę.
Kisiel: „Nie tak szybko, frajerze.”
Nagle drzwi do biura VIP-owskiego otworzyły się i wszedł… Jązomaszek.
Jązomaszek: „No i chuj, wszystko spierdoliliście.”
Wszyscy spojrzeli na niego z szokiem.
Miloh: „CO TY TU KURWA ROBISZ?!”
Jązomaszek westchnął, poprawił kołnierz swojej eleganckiej koszuli i spojrzał na Krawata z pogardą.
Jązomaszek: „Wiedziałem, że jesteś idiotą, ale nie myślałem, że aż tak.”
Krawat: „J-jązomaszku…?” – jęknął Krawat, trzymając się za złamany nos.
Jązomaszek: „Tak, kurwa. To ja rządzę tym miastem, nie ty. A ty zrobiłeś sobie wrogów z jedynych ludzi, których NAPRAWDĘ należało się bać.”
Krawat próbował wstać, ale Jązomaszek wyjął rewolwer i bez wahania strzelił mu w nogę. Krawat zawył z bólu.
Jązomaszek: „Masz przejebane.”
Odwrócił się do Kisiela i reszty.
Jązomaszek: „Chłopaki, zrobiliście niezłą robotę. Ale to ja kończę tę sprawę.”
Podszedł do Krawata, przyłożył mu lufę do czoła i…
Kula przeszyła jego czaszkę, a Krawat osunął się na podłogę.
Jązomaszek: „No i zajebiście. A teraz idziemy na piwo, bo kurwa zasłużyłem.”
I tak oto Krawat, największy wróg naszych bohaterów, został wyeliminowany. A Jązomaszek ujawnił swoją prawdziwą tożsamość – od zawsze był szefem podziemia, który tylko czekał, aż ktoś zrobi porządek z jego bezużytecznym podwładnym.
Po wszystkim Kisiel spojrzał na Jązomaszka i uśmiechnął się.
Kisiel: „Nieźle to sobie wykombinowałeś, jebany.”
Jązomaszek: „Co poradzę, jazowanie to moja pasja.”
I tak zakończyła się era Krawata, a Jązomaszek oficjalnie przejął całe miasto.