najlepsiejszy twórca pod całym słońcem😇
Na osiedlu Śpiulkolot zapadł zmierzch. Cień wieczoru spowił stare blokowisko, a bohaterowie zgromadzili się w tajemniczym kręgu przy starym trzepaku. Wszyscy wiedzieli, że nadszedł czas, który w tradycji Śpiulkolotu określano mianem Pory Jązowania.
Tryptyk, jak zawsze bez koszulki, rozglądał się czujnie.
Tryptyk: Pora jązować, cwaniaki. Kto się boi, niech lepiej spierdala.
Adick, poprawiając swoje mrówcze kończyny, spojrzał na Kisiela.
Adick: To co, zaczynamy rytuał?
Kisiel, z lekkim uśmiechem, skinął głową.
Kisiel: Nadszedł czas. Trzeba wyciągnąć dicki i udowodnić, kto tu jest prawdziwym jązownikiem.
W tym momencie wszyscy, zgodnie z pradawnym zwyczajem Śpiulkolotu, wyciągnęli specjalne, rytualne kije – dicki, które były symbolem siły i honoru w ich kręgu. Kto nie miał dicka, ten nie mógł w pełni uczestniczyć w ceremonii.
Miloh, przyglądając się sytuacji, z wyraźnym entuzjazmem dorzucił:
Miloh: To będzie prawdziwa jatka, panowie! Niech wygra ten, kto wykaże się największym duchem jązowania.
Rozpoczęła się brutalna walka na dicki, pełna śmiechu, potknięć i prób wytrzymałości. Każdy z uczestników chciał udowodnić, że jest godny tytułu Jązownika.
W pewnym momencie z cienia wyłonił się Jązomaszek, patrząc na nich ze złośliwym uśmiechem.
Jązomaszek: Myślicie, że jesteście prawdziwymi jązownikami? Prawdziwy jązownik nie boi się żadnego dicka.
Tryptyk: Może i nie boi się dicka, ale boi się wpierdolu.
Śmiech rozniósł się po osiedlu, a rytuał trwał dalej, aż do późnych godzin nocnych. Była to noc, której żaden z uczestników długo nie zapomni.
Tak właśnie toczyło się życie w Śpiulkolocie – brutalne, szalone, ale zawsze pełne honoru i tradycji.